Nasz długi weekend upłynął w atmosferze emocji związanych z wyrzynaniem się zęba. I jest - ząb! Jedyneczka dolna. Ostra jak igiełki. I tym zębem gryzionam! Wydaje mi się, że byłam nawet świadkiem ostatecznego przebicia dziąsła, gdy podczas zmiany pieluszki Tomaszek nagle zaczął jęczeć, przebierać nóżkami, na twarzyczce grymas i wyraźny niepokój ciałka. Do zęba dostęp utrudniony, synek nie ma ochoty dokonywać prezentacji, nacieszyć się jego widokiem nie ma więc na razie szans.
Dziś już wyraźne polepszenie nastroju, marudkowania mniej - snu niestety także.
Tak od tygodnia. Wiem, kiedy sen powinien nadejść. Widzę, że Tomaszek już nieprzytomny, a jak taki, to pobudzenie sięga zenitu i wtedy jeszcze trudniej zadbać o mniejszą ilość guzów, jednak podejmowane przeze mnie próby wprowadzenia Tomcia w stan snu to maraton przez Dolinę Śmierci. Najczęściej przegrywam i tak bujamy się dalej, aż do kolejnej próby. Ostatecznie zasypia w chuście lub Tuli podczas spaceru. Ech, a jeszcze miesiąc temu zasypiał w ciągu dnia na piersi w łóżku...
Do arsenału myków, mających utrudnić założenie ciucha, pieluszki lub ułatwić wyrażenie niezadowolenia z danej sytuacji doszedł nowy myk ciała: nagły wygin kręgosłupa i głowy w tył, tzw. koci grzbiet. Moje umiejętności asekuracyjne zostały poddane kolejnej próbie, muszę wykazać się refleksem i błyskotliwą oceną sytuacji, a także umiejętnościami przewidywania kolejnego ruchu synka.
Weekend spędziliśmy rodzinnie. Oboje z mężem czujemy zmęczenie. Po każdym weekendzie zastanawiam się, jak sobie daję radę sama w ciągu tygodnia. Mimo umęczenia - warto było podejmować dodatkowe aktywności. Radość jest.
Jeździliśmy więc na plażę nad Wisłą, na Kępie Zawadowskiej. Psy także miały radość. Oczyszczały teren, degustowały małże i niespodzianki pozostawione w krzakach przez plażowiczów. Brodziły w wodzie, nosiły badyle. My nosiliśmy synka, na zmianę.
O, właśnie "koci grzbiet" miałam na myśli o tym wyginaniu się w chwili wściekłości ;) Z tym, że on tak też potrafi właśnie nawet wtedy jak go sadzam na ziemi, czy w jakiejkolwiek innej niebezpiecznej sytuacji. I moje umiejętności trzymania także się poprawiły i wzbogaciły o nowe elementy choreografii ^^ Tak się zastanawiałam kiedyś - co by było, gdyby jednak mi się kiedyś wywinął i spadł? (pomijam obrażenia fizyczne). Czy ten raz wystarczyłby na powiązanie swojego zachowania z bólem i strachem związanych z upadkiem? Nie chcę broń Boże tego testować - tak się tylko czysto hipotetycznie zastanawiam, jak u takich małych dzieci z teorią wzmocnień ;)
OdpowiedzUsuńTak, jak u innych ssaków:). Zamierzam się trzymać z dala od wzmocnień:)
OdpowiedzUsuń