piątek, 9 maja 2014

Nie. Czyli tak.



Tomaszek to dziecko, które bardzo wyraźnie daje wyraz swoim potrzebom i granicom.
Potrafi to od samego początku, w sposób bezkompromisowy i bezdyskusyjny.
Jest bardzo skuteczny - choć, jak każde niemowlę, nie potrafi sam stawać w obronie swoich potrzeb i granic.

Fajnie to Jesper Juul skontrastował - ową oczywistość, z jaką dzieci demonstrują swoje NIE, z zobowiązaniem rodziców do bezwarunkowego TAK.
Na tym etapie życia, w obliczu konsekwentnych dążeń niemowlęcia do tego, by zaspokojono jego potrzeby, nasze muszą poczekać.
Mam wrażenie, że swoje TAK niemowlęta realizują w dużym stopniu poprzez serię kategorycznych NIE. Łatwiej im zasygnalizować, czego nie chcą. Że nie chcą.

Są dni, kiedy Tomaszek wyraża NIE dla tak wielu propozycji, aktywności, działań, stanów, umieszczeń w przestrzeni - że wieczorem padam umęczona. Męczący jest galop i robienie wielu rzeczy jednocześnie i na tyle szybko, żeby kolejka rzeczy do zrobienia jednak się kurczyła.
Nie mam siły wklepywać balsamów, wcierać maści w bliznę. Nie mam siły myć zębów i ścierać makijażu.
Wchodzę ostatkiem sił do wanny, gdzie woda z pianą. Wymaczam się, nie wykonując zbędnych ruchów w stylu namydlanie ciała.
Przez niewklepane kremy zrobiły mi się zmarszczki pod oczami.
Nie wiem, co mam w szafach. Jakie ciuchy. Mam obecnie dwa wymienne zestawy. To się zaczęło w ciąży - już wtedy powoli traciłam kontakt z szafą..

Całe szczęście, są i takie dni, jak dziś. Dziś był łagodny dzień. Bez wielu Tomaszkowych NIE, których wagę i znaczenie dla rozwoju osobowości doceniam należycie i z radością, żeby nie było tu żadnych wątpliwości. Piszę te słowa ostatnie, zdrapując kawałek morelki ze ściany, bo wpadła w oko w tejże chwili - Tomaszek dziś próbował. Ostatecznie morelce powiedziano NIE. To oznaczało TAK dla jabłuszka.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz