poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Czytelnia

Jak pielęgnować swój kontakt z książkami w początkach macierzyństwa?



To łatwe.


Należy porozkładać książki w różnych miejscach domu, najlepiej tam, gdzie najczęściej udaje się choć na chwilę przysiąść lub zalec. Moje typy to: salon, sypialnia, łazienka i ubikacja.


W salonie najwięcej gadżetów, dzięki którym dziecko może na kilka minut nie potrzebować naszego udziału i zaangażowania. W sypialni usypiam Gagata na łóżku - kiedy rączki i nóżki przestaną być w ruchu i miarowo oraz solidnie poklepywać mnie i ugniatać, oznacza to, że mogę sięgnąć wolną ręką za siebie i wylosować jedną z kilku książek o różnej tematyce, cierpliwie kupowanych i układanych na kupce do przeczytania. Zalecam rozłożyć je obok siebie a nie jedną na drugiej, mamy wtedy większą szansę, że żadna nie poleci z dyskretnym, acz ryzykownym hałasem za łóżko.


Ubikacja to być może jeden z najlepszych typów. Tam przecież musi się udać w końcu blokująca skutecznie swe potrzeby matka - niezaprzeczalnie sprzyja temu powrót Męża z pracy. W naszej sytuacji ubikacja może spełnić wymogi azylu, zacisznego, przytulnego w swym zamknięciu, odizolowaniu. Tak stać się może jednak tylko wtedy, gdy Mąż za ścianą czuwa nad Bobasem, inaczej nasza obecność w ubikacji odbywa się w przelocie. Jeśli jednak leży tam pod ręką najnowsze wydanie Charakterów, jest szansa na kilka kolejnych wersów artykułu o samodzielności. Może uda się skończyć, zanim Syn zacznie chodzić.


Łazienka. To wersja ekskluziv możliwości czytania. Dostępna późnym wieczorem, gdy Dziecię utulone przez Męża spoczywa w gondoli. Do ok. 24:00 mogę skorzystać z tej wyjątkowej oferty czytania w wannie. I tu jednak tempo pokonywania kolejnych wersów nie jest imponujące, choć uda się czasem i ze dwie strony łyknąć. Potem nagle książka ląduje w wodzie, dzięki czemu się wybudzam. I dobrze, bo woda już zimna. Nadchodzi też czas, by przenieść się do łóżka razem z Synkiem.
Zbliża się przecież 24:00.
Godzina W.
Wybudzania się.

fot. Monika Wrzosek


niedziela, 27 kwietnia 2014

Pierworódka

Mam 38 lat (tu następuje szok co najmniej kilku osób). W październiku 2013 roku na świat przyszło moje pierwsze dziecko. Podczas ciąży lekarze określali mnie mianem pierworódka. Zabawnie, jak na kobietę w moim wieku. O "tym wieku" w mojej głowie świadczy tylko ta cyfra, którą widzę w pierwszym zdaniu. Nie mam świadomości wieku ciała i duszy - co nie znaczy, że nie uważam siebie za dojrzałą. Wiadomo, że wiek nie idzie w parze z dojrzałością.
Ale ja nie o tym....
O tym, że będzie blog. Jaki będzie - okaże się. Będzie w ciągu i zmowie z moim macierzyństwem. A ono na początku drogi.
Ja do tego macierzyństwa czyniłam przygotowania. Zaczęłam od siebie. Kilka lat temu. Siebie porządkować, dojrzaleć, sympatyzować ze sobą. Poznawać, docierać do, rozkopywać. Powstałe wykopy oporządzać, wywozić, zbierać, podsypywać, wyrównywać, grabić.
Potem pojawił się Mąż. Związek. Pierwszy na nowej drodze życia. I moje wewnętrzne zobowiązanie dojrzałości, miłości, wierności i pracy. I nasza praca nad związkiem. Aby zdrowy był. Ale nie o tym...
Zanim Maluszek przyszedł na świat, zrobiłam rekonesans książkowy. Dowiedziałam się, jak w zagubieniu i po omacku można błądzić w świecie książek nieznanej dotąd tematyki. Bo żeby dobrą książkę kupić, z treścią wartościową - to trzeba co najmniej podstawy liznąć jakieś. A ja początkowo poruszałam się zupełnie po omacku w świecie książek niemowlęcych.  Nie żeby świat dziecka był mi obcy. Świat dziecka poniżej 3 lat był mi obcy. Świat noworodka, maluszka kruchego, wyklutego dopiero co, Tomcia Palucha za małego.
Ostatecznie pojawiły się w domu książki na temat rodzicielstwa, wychowania, więzi, bliskości. Co wyczytałam i jak się to odniosło do mnie dzisiejszej - o tym innym razem. Bo i bez wpływu na pracę  zawodową się nie obeszło.
Takie to były przygotowania. Emocjonalne, duchowe, teoretyczne. No i oczywiście - techniczne przygotowania, aby ciąża stała się faktem. Bo zakładaliśmy, że "w tym wieku" wystąpią trudności. Błędne założenie. Moim komórkom jajowym wiodło się dobrze.
Była i szkoła rodzenia. Wykłady uważnie słuchane, notatki w zgrabnym notatniku reporterskim robione. Omijałam, co prawda, wątki związane z cesarskim cięciem, bo plan był inny: urodzę w bólach i naturalnie. Do tego przygotowałam się emocjonalnie przez 9 miesięcy. Kiedy pytano mnie, co wizualizuję myśląc: poród - mówiłam: fale. W chwili odpłynięcia wód płodowych okazało się, jak omdlewająco krucha była moja odwaga. O tym jednak innym razem.
Mam 38 lat. Urodziłam synka. Jestem mamą. Nie chcę odtwarzać roli. Chcę być mamą jako ja.
Synek niedawno skończył 6 miesięcy. Śpi coraz mniej.
Nie wiem, czy to dobry moment na pisanie bloga.